Wielce umiłowana memu sercu Waćpanno!
Oj, nielekko w tej naszej Rzeczpospolitej, Waćpanno. Z ciężkim sercem
kreślę te słowa, gdyż nadzieje podtrzymujące atencję dla Waćpanny
ulegają jakowemuś rozchwianiu. Deliberuję nad przyczynami owego stanu
intensywnie, aż imć Zagłoba powiada iż patrzeć już na mnie się wzdraga,
bo drugie oko mu same bielmem zachodzi. Zaleca odsunąć na czas jakiś
zmartwienia i sugeruje izolację od kompanji z wyjątkiem, naturalnie,
jego osoby jako nieodłącznej części koniecznego antidotum przy gąsiorku
szlachetnego miodu, któren balsamem, jak powiada, jedynie
być może na moje frasunki.
Ja jednak wiem, że ten coraz bardziej bolesny stan
mojej duszy spowodowany jest przedłużającą się rozłąką z Waćpanną, gdyż
nic tak nigdy nie podnosiło mnie na duchu jak widok Waćpanny lic i
dźwięczący srebrem głosik. Żałość niezmierna ogarnia dusze
moją, gdy pomyślę, że zamiast ciepła rąk Waćpanny, to wokół
gdzie się nie ruszyć, jeno zima siarczysta i mrożące krew wieści
nadchodzące z Dzikich Pól o buntujących się ukraińskich Kozakach. Te
przechery na peryferiach Rzeczpospolitej znów larum
podnoszą, że krzywda im sie dzieje, bo do Moskala niby nie chcą, ale na
naszej Koronie, ostoi cywilizacji, stale psy wieszają. Zamierzałem ci
ja ruszyć niewielkim pocztem na Podole do gniazda Potockich ze Złotego
Potoka, by uzyskać listy uwierzytelniające od Jacka Potockiego zwanego
Protem, który był przecież jednym z pierwszych polskich
bankierów i przemysłowców z Kompani Handlowej
Polskiej na kresach, która to znakomicie umacniała nasz
handel na Morzu Czarnym. Gdy Prot założył port oraz magazyny w Jampolu,
to za jego sprawą z Chersonia nad Czarnym Morzem przez Bosfor szły
statki z podolskim zbożem do zachodniej Europy. Możny to Pan i uczynny.
Te listy otwierałyby drogę do sułtanatu tureckiego i wybrzeża
likijskiego w obrębie którego moc wykopalisk starożytnych
cywilizacji, a które jak wiesz, Moja Najmilsza Waćpanno, są
dla mej dociekliwości magnum mysterium i probierzem zrozumienia,
dlaczego jedne narody weszły na drogę rozwoju cywilizacji dla
powszechnego dobra, a inne jak te nasze kozacko-tatarskie watahy w
dziczy się jeno ostały.
Lecz na wieść o tych planach rzekł pan Longinus:
"Ba! ale jak się tam dostać teraz, gdy drogę Krzywonos zagradza. Jampol
to też, jak słyszałem, gniazdo rozbójnicze." Powiadają nasze
szlachetki, że to straszna kraina, gdzie tylu ludzi schodziło
ustawicznie ze świata nagłą śmiercią, bez spowiedzi, rozgrzeszenia, a
rycerze nasi stamtąd powracający prawili przy ogniu: "o dolinach
przepaścistych, w których gdy wiatr powiał, zrywały się
nagle jęki: „Jezu, Jezu!” — o płomieniach
błędnych, w których coś chrapało — o śmiejących
się skałach — o bladych dzieciach
„sysunach” z zielonymi oczyma i potwornej głowie,
które prosiły, by je zabrać na koń, a zabrane poczynały
wysysać krew — wreszcie o głowach bez kadłubów
chodzących na pajęczych nogach i o najstraszniejszych z tych wszystkich
okropności, dorosłych upiorach, czyli tak zwanych z wołoska
„brukołakach”, które wprost rzucały się
na ludzi."*
Brrr... ciarki po plecach chodzą słuchając tych
strasznych opowieści, więc nie dziw się Waćpanno, żem na rozdrożu
duchowym, czy podjąć ryzykowną eskapadę ku nieustającej chwale
Rzeczpospolitej, czy zawrócić i powierzyć swe rozedrgane
serce troskliwej opiece Waćpanny w błogim świecie naszych pragnień i
spełnień. To mi też uświadomiło, że mam jeszcze do wypełnienia
obietnice złożone Waćpannie w przeszłym roku na eseje koryfeuszy
naszych poezyj imć Panów Tuwima i Gałczyńskiego w kontekście
ukazanych na rynku ich szaleńczo odzierających z szat monografii. Zatem
nie pozostaje mi nic innego, niż skupić się teraz nad buteleczką
inkaustu z jednej strony i gąsiorkiem małmazji z drugiej, by Waćpanny
nie zawieść co do moich intencyj.
Serce i duszę swą od tej chwili Waćpannie powierzam
Krisand z Pomorza
*Henryk Sienkiewicz, Pan Wolodyjowski
|