strona główna     │     witryny tematyczne    │    greckie historie    │   listy_post scriptum   │    felietony    │    o mnie  





MENU:


Słonimski- heretyk wśród poetów

Boy-owy Zielony Balonik

Uśmiech Jana Sztaudyngera

WoodyAllen i cała reszta...

Odmienne Stany Świadomości

Super życie sexy medialne

Unia Europejska czyli nic nowego...

Pandemia i zagrożenia cywilizacyjne

Dlaczego nieprzygotowani? - aneks




Drogi do sukcesu - prapoczątki
 




ODMIENNE STANY ŚWIADOMOŚCI

     Świt przywraca mi pewność siebie. Wznosząca się ku górze tarcza słoneczna wlewa się jasnym światłem w moją duszę. Podążam za nią. Jestem przecież podróżnikiem. Omijam tabloidy, podróbki nowoczesnych miraży dobrobytu, błyszczące makijażem twarze miast z zapleczem cuchnących prowincji, ścieżki niedokończonych autostrad zagubionych w samozadowoleniu politycznych kacyków, kierując się południowym szlakiem Via Del Sol ku Rzymowi. Podobno tam prowadzą wszystkie drogi. Tam też przystanek wędrowca umęczonego ciernistą drogą krętych dróg ojczystych, krzaczastych wizji nowych terytoriów konsumpcji, cudem kwitnących oaz i smutkiem ludu zakuwanego w kajdany wyzysku.

Nie szukam schronienia dla pustych obietnic w skrytkach bagażowych na kolejowym Stazione Termini z przyklejonym imieniem papieża - Giovanni Paolo II. Nie wypada, by to święte imię ujrzało, jak chowam fałszywe zapewnienia rodzimych polityków dla jego ukochanego ludu. Spełniam cel pielgrzymki, czuję się teraz wyzwolony odległością od ziemi coraz bardziej jałowej, gdzie historia straszna odcisnęła już swoje piętno, a współczesność polityczna je dopala czerwonym ogniem. Gorący płomień pali w plecy, gdy chowam twarz w dłoniach skrywając łzy żalu i tęsknoty za opuszczoną nadwiślańską Kolebką, do której ożywcze słońce ledwie dociera poprzez chmury. We łzach skapujących do misy fontanny di Trevi migoczą dwa światy. Ginący w nicości obraz spokojnej przeszłości, gdy z dziecięcą radością budowaliśmy zamki z piasku nad chłodnym bałtyckim morzem i nieznanej przyszłości w globalnym świecie o coraz gorszym klimacie.

U kresu pielgrzymki obuwie już niepotrzebne. Ściągam wydeptane klapki i porzucam w zaułku watykańskich uliczek. Wyzwolone stopy natychmiast otula energia rozgrzanego powietrza. W tej samej chwili dusza spełza do stóp, by doznać ukojenia płynącego z tego ciepła i uskrzydlić je. Nareszcie mogę wznieść się ku oślepiającej tafli nieboskłonu, chłonąc jej majestatyczność całym ciałem, a głowę powoli otaczam płonącą koroną słoneczną. Poddaję się promienistemu misterium, by stać się odrodzonym życiem. Pamięć początku podpowiada, że dotarłem wreszcie do źródła wszech rzeczy po pierwotnym akcie, gdy z muszli proto obłoku kosmiczna jasność otuliła wyłaniające się z ciemności skaliste światy. Dała im krew, pot i łzy. Eony lat świetlnych niosły iskrę życia ubierając je w miliardy kolorów. Tchnęła życie i oczekiwała owoców z głębin błękitnych oceanów i powierzchni zapłodnionej zieleni.
Akt Stworzenia skupiony teraz w aureoli białych obłoków ukształtował nas, istoty o umysłach potrafiących dostrzec piękno natury, które podjęły wysiłek zrozumienia jej misterium. To najmłodsze Dzieci Wszechświata. Wraz z każdym przemijającym pokoleniem krzepły, zyskiwały wiedzę, szukały odpowiedzi. Rozwój ich był napędzany osiąganymi efektami. Ale napędzał się też zbyt często egoizm jednostek, wywołując wojny o dominację i pogoń za dobrami materialnymi wymagającymi coraz szybszej eksploatacji zasobów naturalnych. Zwrotną stały się miliardy ton odpadów pozostawianych błękitnej planecie do strawienia, bo w konsumpcyjnym wyścigu szczurów, którymi stawali się coraz bardziej, nie ma czasu na unicestwianie góry własnych odchodów. Wierzą, że muszą wykorzystać swoje pięć minut w Akcie Stworzenia. Pięć minut w lubieżnym tańcu konsumpcji pożerającej ich przyszłość. Jednakże już widać, że finał cywilizacyjnego danse macabre zbliża się coraz szybciej. Czy zdążymy poznać fundamentalne odpowiedzi na przyczynę Stworzenia, zanim nastąpi kres naszego gatunku?

Na szczęście nie ma jednej drogi do Rzymu. Nie ma jednego Rzymu. Są ich miliardy miliardów w innych galaktykach w mieniących się jasnymi punkcikami światach, ogniskach nadziei. Stale uciekają w przestrzeni i czasie, ale gdzieś tam kryje się odpowiedź. Gdzieś tam istota życia i ochrony jego sfery duchowej połączy dwie zagubione w tumulcie cywilizacyjnym dusze i odnajdą nową miłość w nieskończonych obszarach boskiego kosmosu. I będą trwali zawsze. Dlatego podążam przed siebie. Jestem podróżnikiem. Pragnę poznać zamysły świata dawnego, pierwotnego, a porzucić niedorzeczne zamysły i dążenia jego niedoskonałych Dzieci próbujących wyprzedzić czas w dziele zniszczenia, gdy otoczeni kokonem bezpiecznej ekosfery, pozostali pełni pychy, nie chcąc pamiętać o kruchości jedynego Edenu, w którym się narodzili. Czyżby nie zdawali sobie sprawy, że nieogarnionej wyobraźnią kosmicznej Naturze wystarczy tylko chwila, by strzepnąć w nicość ten ledwo dostrzegalny błękitny pyłek na Drodze Mlecznej?


© Krisand, sierpień’16 – styczeń’17




Copyright Krisand.2012-2020. All rights reserved.