NA wstępie: kabaret Zielony Balonik, o którym
mowa w niniejszym felietonie, stworzyli w 1905 roku malarze w
cukierni Michalika na Floriańskiej w Krakowie. Sam pomysł
rzucił literat Jan August Kisielewski, gdy po powrocie z
Paryża zaproponował coś paryskiego, francuskiego, coś
jaśniejszego i lżejszego stanowiącego wyzwanie wobec
Austriaków i germanofilstwa. Nazwa kabaretu Zielony Balonik
wzięła się od ulicznego sprzedawcy baloników, kręcącego się w
pobliżu…
Autor słynnych Słówek określał swój cel życiowy w taki
oto sposób: „igrać z najbardziej uświęconymi pojęciami, z
najbardziej czcigodnymi uczuciami, próbować ich sił i
szczerości, rozkładać je odczynnikiem śmiechu, prowokować
obłudne oburzenia, demaskujące dyskusje, ośmielać do myślenia,
iżby z walących się bałwanów zostało to co naprawdę szanowne.
Oto zadanie, które chciałbym spełniać wedle sił moich.”
I spełniał.
Między innymi w Słówkach uważanych za najlepsze dzieło satyryczne okresu Młodej
Polski, które wciąż bawi, zadziwia trafnością spostrzeżeń,
porusza swą aktualnością, wzrusza i pobudza do refleksji
zarówno o kabaretowym talencie Boya, jak i o nieśmiertelności
naszych polskich przywar. Mistrz kalamburów i ironii (jego to
autorstwa jest utrwalone od dawna w potocznym obiegu
powiedzonko „dziecko we mgle”), pisał między innymi
tak w Słówkach
z okazji urodzin kolejnego dziecka dyrektora kabaretu Zielony
Balonik /fragmenty/:
Jedni czynią swe dzieła
farbą na płótnie,
Inni się nad marmurem
pocą okrutnie,
Lub, gdy żądza ich zbierze,
Smarują na papierze,
Aby krew swych męczarni
Sprzedać w księgarni!
Laury takie nie skuszą
duszy mej hardej,
Nie mam dla tych igraszek
nic prócz pogardy,
Ja, z przeproszeniem waszem,
Byłem nowym Fidiaszem,
Rzeźbiłem żywe ludzie
W niemałym trudzie!
Właśnie kwili w kolebce
siódma dziecina,
Poprzysiągłem nie spocząć
niżej tuzina,
Niestety, śmierć zdradziecka
Przerwała wyrób dziecka,
Wydarła mnie, zbyt skora,
Służbie Amora!
Boy-Żeleński z bogactwem swoich talentów, umiejętnością
dostrzegania paradoksów w codziennym życiu w ich opisie,
często dosadnym, był na pewno przypadkiem odstającym daleko od
ówczesnych standardów. Atakowany za manifestowaną
bezpośredniość twierdził, że przyświecała mu idea oczyszczenia
atmosfery panującej w Krakowie, w której kultowi narodowej
tradycji towarzyszył nieznośny patos, obyczajowy konserwatyzm
i ciasny prowincjonalizm. Żeleński to była Boy-a na
wychudzonym okręcie polskości w Galicji, gdzie
najskuteczniejszą bronią stawał się śmiech. Pisarz,
przywiązujący ogromną wagę do roli kabaretu i jego wytworów,
chciał pokazać rodakom, że czas rozpamiętywania narodowych
klęsk, borykania się z zaborcami już odszedł. Poprzez humor
nie mający pierwiastków zjadliwości, czy nienawiści, zmuszał
odbiorców do refleksji nad samym sobą i rodakami. Stał się na
tej niwie własnym okrętem, sterem i żaglem.
A wszystko zaczęło się od felietonu Rydla w Czasie, w którym
domagał się on kanonizacji królowej Jadwigi. Tak to
Boya rozśmieszyło, że przezwyciężył nieśmiałość, opory i napisał
wykpiwającą ten pomysł balladę posyłając ją do kabaretu
Zielony Balonik, gdzie została zaśpiewana przez malarza Karola
Frycza. Stała się natychmiast przebojem. Na fali powodzenia Boy ruszył do ataku pisząc
parodię wystawianej właśnie sztuki Rydla Bodenhain, następnie
wiersz będący parafrazą Grobu Agamemnona, w którym Rydel po
raz kolejny został wykpiony w opisie Podróży Lucjana Rydla na
Wschód.
W Boyu obudziła się uśpiona od dziesięciu lat sztuka
rymotwórcza, a samo istnienie kabaretu, jego magia, stały się
niepowtarzalnym bodźcem do własnej twórczości. We wspomnieniach Boy
napomyka, że nie odpowiadał mu „ton ówczesnej atmosfery[…].
Natomiast w atmosferze Zielonego Balonika odnalazłem się
natychmiast. Dopiero ta igraszka, w której gwizdało się na
wszystko co jest literaturą, wyzwoliła we mnie instynkt
pisarski”. *
Wylała się z
niego lawa twórcza. Jego utwory poczęły wypełniać połowę
repertuaru Zielonego Balonika. W ocenach jego twórczości
pojawiać się zaczęły komentarze, że Boy toczy walkę, bije w
zatęchłe mury, wyraża głośno bunt etc. Naprawdę zaś, piszący
lekarz z niczym nie walczył. Pisał o tym co go śmieszyło,
wspominając: „Składałem piosenki i wiersze w wesołości ducha,
bez myśli o druku”. Wtedy ani w głowie mu było „chłostać
biczem satyry”. Krótko mówiąc – błaznował. Ale właściwie co go
śmieszyło? Przede wszystkim to, co było karykaturą normalnego
życia. Co nad tym życiem ciążyło przygniatając je do ziemi…
Tu nasuwa się
mała dygresja: wiele z twórczości satyrycznej Boya wydaje
sie być aktualna
również dzisiaj, gdy nasłuchujemy w medialnej propagandzie
jedynie słusznych racji, narzucanego kagańca „poprawności
politycznej”, nachalnego sterowania umysłami społeczeństwa do
zachowań umożliwiających utrzymywanie władzy, przywilejów
kleru i bogacenia się dla nielicznych w morzu niedostatku…
Autor biografii Boya- Żeleńskiego Józef Hen zauważa, iż
wolałby żeby Boy nie był aktualny, żeby się go czytało dla
przyjemności obcowania z mądrym człowiekiem. Lecz ta
aktualność jest, niestety, jak powracająca fala w każdej
epoce.
Ale przejdźmy
do rzeczy weselszych i na pewno przyjemniejszych u Boya,
który w latach młodości samemu będąc utracjuszem, staje ni
stąd, ni zowąd w obronie kobiet pisząc List otwarty kobiety
polskiej. List, oczywiście, skierowany do Zielonego Balonika,
kabaretu wyłącznie męskiego z zarzutami w kwestii
niedostępności kobiet w tym lekko sprośnym świecie. A przecież
te wszystkie Laury, Zosieńki, Grażynki, Anielki chcą być
normalnymi kobietami, chcą tańczyć i bawić się. Chcą być
istotami z krwi gorącej i z pełnymi prawami do godności i
miłości. I Boy ich ustami mówi w Liście:
Jakiż zawód! To zebranie
Poczciwych sarmackich gburów;
Mordobicie, wódkochlanie,
Kurdesz pijackich chórów,
Łby dymiące, sprośne fraszki,
Ryki bezmyślnych toastów -…
Przejechawszy się następnie po anielicach Mickiewicza i
Słowackiego niejako personifikując się z Matką Polką pisał:
Że ktoś stworzył Tadeusza,
Winszuję mu sercem całem,
Lecz czyż każdego geniusza
Mam uwieńczać własnym ciałem?
dobiera się też do trzeciego wieszcza, kpiąc bez żenady:
A ten… trzeci wasz poeta…
No ten… hrabia… z dużym nosem,
Któremu każda kobieta
Co ją ujrzał bez bielizny,
Była symbolem ojczyzny,
A łóżko ofiarnym stosem!
- na co później zareagował złośliwą recenzją Langre: „Poeta ma
prawo do oklasków, honorariów, nekrologu, ewentualnie pomnika,
ale na tym koniec. W miłości, jak w tramwaju, jest zwykłym
pasażerem.”
W sukurs
Boyowi jednak przyszła refleksja z amerykańskiej recenzji
sztuki Kaufmana Król teatru: „Zabawne, że przy całym tym
materializmie, Amerykanie są w miłości daleko bardziej
bezinteresowni, lojalniejsi, podczas gdy w Europie, w epoce
najbardziej romantycznej, w epoce <harmonii dusz> - w życiu
zawierało się małżeństwa w drodze finansowych kombinacji;
miłość zaś pozalegalna była największym szwindlem. Uwieść
dziewczynę gratis i zostawić ją z dzieckiem – to formuła
miłości romantycznej”. Chciałoby się zawołać: gdzie ci
mężczyźni…
Z drugiej
strony Boy dostrzegał jednak w codziennym życiu ujemne strony
dławiącego „matriarchatu” nazywając go „starobabokracją” i
sugerując, że jest to najpewniejszy sojusznik tych, którzy
niczego nie chcieli zmieniać, z ekscelencją rektorem
Tarnowskim (ówczesny dyktator opiniotwórczy) na czele – ani w
sztuce, ani w życiu.
To co mogło zdumiewać wtedy u Boya to nie tylko nagłe
objawienie talentu, ale wyrafinowanie, mistrzostwo słowa, a
także wyczucie estrady, gdy podczas wystąpień w kabarecie
zwraca się do publiczności przy stolikach:
Widzę tu zebraną tłumnie/ Kapłanów sztuki elitę…”
- i zwracając
się do tej elity wygłasza dictum: „Wasz to jest psi
obowiązek/Kształcić język ten ojczysty!”
Smagał bezlitośnie piórem te wszystkie „świętości”, postawy
zachowawcze, które skutecznie chroniły zaściankowość
ówczesnych elit, koterii, zmurszałego mieszczaństwa, etc.
Największym osiągnięciem twórczości satyrycznej Boya jest jej
uniwersalność, gdyż wyśmiewała wady i przywary ludzkie
powtarzające się w każdej epoce. Znakomicie napisane wierszyki
to doskonała robota literacka, gdyż wciąż wzbudzają wesołość u
odbiorców i wywołują znane refleksje jak te, ujęte w
fantastycznie skompilowanych strofach, a które weszły na stałe
do obiegu:
Tak to ludzie trwonią lata,
Że nie są jak brat dla brata.
czy inna, znacznie popularniejsza:
Z tym największy jest ambaras,
Żeby dwoje chciało naraz.
Bywalcy Zielonego Balonika domagali się odpisów wierszy i
piosenek, które zapadły w ich sercach, zatem dr Żeleński
własnym nakładem wydał tomik pt. Piosenki i fraszki Zielonego
Balonika pod pseudonimem BOY, gdyż jako szanowany lekarz nie
mógł wydać pod nazwiskiem, którym podpisuje recepty. Wszystkie
egzemplarze zostały natychmiast rozchwytane, tak jak i
następny tomik zatytułowany Igraszki kabaretowe.
Konserwatywna
prasa powitała jego wiersze ze wzburzeniem umieszczając na
czołówkach inwektywy pod adresem autora; Znikczemniały drab,
Zwyrodniały głuptas, który „szarga świętości” i „obryzguje
błotem”. Jedna z recenzji prasowych insynuowała: „Mamy właśnie
w ręku jeden z klasycznych dowodów krakowskiego zdziczenia”.
Do wrogów twórczości zielonobalonikowej należał przede
wszystkim Wilhelm Feldman, który jak powiadał Boy, „uznawał
tylko jeden śmiech: krwawy, jedną tylko jego funkcję; protest
społeczny”. Literaci zaś skupieni wokół kabaretu nie mieli
takich ambicji, po prostu uprawiali „zabawę artystów między
sobą”. Dzięki temu utrzymywana była normalność w świecie
kultury. Rzeczywistość napuszona nadawała się do karykatury,
przybierając kształt komiczny.
Niestety,
stagnacja życia w Krakowie spowodowała, że wieczory
Zielonego
Balonika stawały się coraz rzadsze. Boy wspomina: „Mieliśmy
zęby, a nie mieliśmy co gryźć”. Szukając miejsc, gdzie było
jeszcze zapotrzebowanie na kabaretową satyrę trafili do Lwowa,
gdzie Boy zaprzyjaźnił się z Kornelem Makuszyńskim, który
robił im reklamę ze wszystkich sił i dostępnych środków.
Odnosili tam niezłe sukcesy, lecz powoli i to się kończyło.
Kabaret wygasał. Boy, który
mówi o sobie – „Byłem jak mamka, która ma za dużo pokarmu”
zawsze pełen energii, bierze się za przekład Fizjologii
małżeństwa Balzaka i tłumaczy całego Moliera, wszystkie sześć
tomów, zapisując się z kolei w historii literatury jako
Boy-tłumacz. Ale to już inna bajka…
* Hen J. Boy-
Żeleński, błazen- wielki mąż
© Krisand, listopad 2010
|