Woody Allen (wł. nazwisko - Allen Stewart Konigsberg) postać
tak szeroko znana, że na dźwięk jego imienia reagują
natychmiast wszystkie mięśnie twarzy. Bo też kojarzony jest
przede wszystkim z licznych, ciętych dowcipów filozoficznych
łamańców i parodii. Nieprzeciętny talent w tym kierunku
wykazał już od młodych lat, co nie zostało, niestety,
docenione na Uniwersytecie Nowojorskim, z którym się rozstał
po obopólnych rozczarowaniach po pierwszym roku. De facto
oblał zajęcia z filmu, ale to właśnie film później rozsławił
jego imię w świecie.
Zatem
standardowo początki kariery były trudne, o ile niełatwym
zajęciem było pisanie już w wieku 20 lat scenariuszy dla
programów satyrycznych w TV. Były tak popularne, że wydane
zostały w krótkim czasie aż trzy płyty z nagraniami jego
programów. W połowie lat sześćdziesiątych komika, mającego
jednak szersze ambicje, wciągnęło do lasu iluzji i napisał
scenariusz do filmu "Jak się masz, koteczku?" ("What's New,
Pussycat?"), w którym nie odmówił sobie przyjemności
wystąpienia w głównej roli. Zaraz potem nastąpił efekt
"śnieżnej kuli". W kolejnym roku (1966) napisał scenariusz do
dreszczowca szpiegowskiego "What's up, Tiger Lily". Wraz z
kolegami zdubbingował japońskich aktorów, uzyskując efekt
przez niektórych do dziś dnia uważany za kultowy.
Niezmiernie
znaczący dla jego rozwoju artystycznego był rok 1969, kiedy
wystawił na Broadwayu swoją pierwszą sztukę teatralną "Zagraj
to jeszcze raz, Sam" ("Play it again, Sam"), oraz
wyreżyserował pierwszy samodzielny film - "Bierz forsę i w
nogi" ("Take the money and run"). Podobnie jak kilka
następnych produkcji, była to zwariowana komedia, w której
Woody roztoczył w pełni swój neurotyczny czar i solidnie
podbudowany autoironią, inteligentny humor.
Następne lata
przynosiły rokrocznie nowe filmy pod znaną już marką "Woody
Allen przedstawia" w charakterystycznej konwencji
neurotyczno-komediowej. Pomimo jednak ciążenia ku
humorystycznej formie, w latach 70-tych zrealizował dwa
świetne pod względem artystycznym obrazy, t.j. "Annie Hall", w
którym wcielił się w postać intelektualisty, komika
żydowskiego pochodzenia włóczącego się po Manhattanie, któremu
powodzi się w życiu zawodowym, ale nie prywatnym. Podobną
postać, lecz znerwicowanego reżysera telewizyjnego, Ike'a, nie
potrafiącego zdecydować się, z którą z kobiet utrzymujących z
nim znajomość ma się związać, stworzył w głośnym "Manhattanie"
(1978), oprawionym muzyką Gershwina. Ten czarno-biały film
zrealizował w hołdzie dla Nowego Jorku i za ten piękny obraz
otrzymał nagrodę Cezara Francuskiej Akademii Filmowej dla
najlepszego filmu zagranicznego.
Nowy Jork był
wielokrotnie pożywką dla twórczości Allena. To miasto było dla
niego miejscem magicznym, w którym byty ludzkie miotały się
jakby w sieci własnych zależności, niespełnionych oczekiwań,
zmienności uczuć i filozoficznych rozważań. W 1984 r. Allen
realizuje według własnego scenariusza kolejną czarno-białą
komedię "Danny Rose z Broadwyu", w której powraca do lat
60-tych, początków własnej kariery komika i konferansjera,
ukazuje szary świat artystów pozbawionych sukcesów i
pieniędzy. A w 1986 r. realizuje przy współpracy ze słynnym
Carlo DiPalma film "Hanna i jej siostry" ("Hannah And Her
Sisters"), liryczno-refleksyjną komedię z życia nowojorskiej
cyganerii artystyczno-intelektualnej. Ten film to rodzaj
symfonii wielkomiejskiej, obraz miasta, którym jest głęboko
przesiąknięty, wraz z jego mieszkańcami. Obraz zdobył aż trzy
Oscary'86: za oryginalny scenariusz i drugoplanowe role Dianne
Wiest i Michaela Caine.
Następnie
były "Nowojorskie opowieści” („New York Stories”). To dzieło z
1989 r. firmowane przez nazwiska trzech wybitnych twórców
amerykańskiego kina: Woody Allena, Francisa Forda Coppoli i
Martina Scorsese, zawiera trzy krótkie nowele, zróżnicowane
pod względem treści, jak i stylu. Łączy jedynie wspólne
miejsce akcji - Nowy Jork.
Rok 1993
przynosi "Tajemnicę morderstwa na Manhattanie", film będący
zabawą Allena w kino sensacji. Zabawą, jak zwykle przekorną z
akcją zamkniętą tradycyjnie w przestrzeni Manhattanu, by po
roku zabłysnąć "Strzałami na Brodwayu" komedią z gangsterskimi
motywami, ale też ogólnie satyrą na teatr i życie. Woody
wykorzystał tu odwieczną walkę sztuki z komercją, tandetą i
szmirą. Film zrobiony w sceneriach lat 20-tych XX w. jest
pełen zabawnych dialogów, komediowych gagów z typowym "allenowskim"
poczuciem humoru.
W 1996 r.
Woody Allen zafundował kinomanom swoją pierwszą, udaną,
komedię muzyczną „Wszyscy mówią kocham cię” („Everyone Says I
Love You”) z akcją dziejącą się, a jakże, w klimatach
nowojorskiej wiosny na Manhattanie. Opowieść o obsesjach,
fobiach i egzotyce świata nowojorskich intelektualistów. W
filmie pełnym cynizmu - między innymi pod adresem żydowskich
fanatyków religijnych - z elementami czystej burleski
"Przejrzeć Harry'ego" ("Deconstructing Harry") z 1997 r.
główny bohater jest pisarzem i kobieciarzem, który bez
skrupułów wykorzystuje szczegóły swego pożycia z kolejnymi
żonami i kochankami we własnych powieściach, a potem dziwi
się, dlaczego prawie wszystkie kobiety jego życia dozgonnie go
nienawidzą. Ten film obwołany został przez większość
nowojorskich recenzentów jako jedno z najlepszych dzieł Woody
Allena, w genialny sposób mieszający fikcję i rzeczywistość.
Kwintesencją
wszystkich powyższych historii filmowych związanych z
nowojorską aglomeracją jest "Celebrity" zrealizowany w 1998 r.
film o ludziach ze sfer artystycznych Nowego Jorku, którzy w
dążeniach do kariery, gubią autentyczne wartości. Allen
zatroskany tym, co dzieje się z jego inteligenckimi
bohaterami, woła z ekranu: "Pomocy!", gdyż świat zaczyna
przypominać telewizyjny spektakl (a tu wszystko jest na pokaz
i na sprzedaż - telewizja kusząca i rabina, i dziwkę uczącą
seksu oralnego), gdzie sława się zdeprecjonowała, zamiast
prawdziwych wartości oferuje się nam ich parodię. "Celebrity"
to świetne demaskowanie toczącej się dookoła gry pozorów,
totalnej wyprzedaży własnego ja. W świecie filmu ludzi ciągnie
do fikcji. Rzeczywistość nikomu nie wydaje się zadowalająca,
wymaga retuszu. Allen wyraźnie wątpi, czy nie damy się temu
skręcającemu na bezdroża światu ogłupić do cna.
Woody Allen,
jako twórca, jest dobitnym przykładem nieprawdziwości
twierdzenia, że "Najlepszą wiadomością jest brak wiadomości".
Regularnie przez ponad 40 lat karmi nas sztuką wiadomości
niezmiernie wyrafinowanych pod względem intelektualnym. Nie
tworzy pompatycznych historii, ani heroicznych postaci
przekazując nam w niezmiernie lekkiej formie opowieści
zwyczajnych obywateli świata obciążonych życiem codziennym,
ale nie zawsze konwencjonalnym. Bawi nas, widzów, scenami
sytuacyjnymi, ironią, tekstem i podtekstem jednocześnie
przekazując nam prawdy o naszych słabościach, często
wywierających znaczący wpływ na życiowe decyzje. Sam
sentymentalny i często podszyty lękiem Woody sprawia wrażenie
człowieka stale poszukującego swego miejsca w chaosie
współczesnej cywilizacji, utożsamia się najchętniej z ludźmi
żyjącymi w kręgu własnych przeżyć, lęków i rozterek,
fascynacji i nie zawsze szczęśliwych związków miłosnych.
Szanujmy i
kochajmy twórczość Woody Allena, bo choć to genialny
prześmiewca przywar ludzkich, jest jednocześnie chyba już
ostatnim bastionem kultury wysokich lotów odwołujący się do
uczuć i ducha człowieka przeciętnego, średniaka, coraz
bardziej zagubionego w świecie wyniszczającej polityki i
bezwzględnego biznesu. O Allenie mówi się, że często powtarza
własne, wciąż te same, kompleksy i frustracje. Może to i
prawda, ale wciąż robi to znakomicie. Wielkość Allena polega a
tym, że to, co u innych byłoby trudne do strawienia, od niego
"kupujemy" z zachwytem - perypetie kochanków, którzy rozstają
się akurat w chwili, gdy firma przeprowadzkowa wnosi jej
rzeczy do jego mieszkania, czy rozczarowania płynącego z
niespełnionego życia…
Cóż, co mistrz, to mistrz.
© Krisand, sierpień 2011
|