Wracałem z Aten na Kretę. Prom z Pireusu jak zwykle wypływał w
godzinach późnowieczornych, ale na odpoczynek nocny było za
wcześnie. Zszedłem na niższy pokład do baru, gdzie tradycyjnie
wszystkie miejsca były zajęte. Trwały w najlepsze Greków nocne
rozmowy przy drinku. Zamówiłem dwa piwa i rozejrzałem sie po
sali w poszukiwaniu wolnego miejsca. Jedynie w rogu niedaleko
przejścia przy stoliku siedział samotnie kontemplujący gość
dość dziwnie wyglądający ze zmierzwioną fryzurą i
brunatno-siwą brodą. Wyglądał trochę niechlujnie, lecz biła od
niego jakaś dziwna emanacja siły i dostojeństwa zarazem.
Zniechęcony zapytałem, czy mogę się przysiąść. Spojrzał na
mnie zmęczonym wzrokiem i nieznacznie skinął głową. Usiadłem
ostrożnie na brzegu krzesła w milczeniu. Chwilę to trwało, w
końcu podsunąłem mu butelkę z piwem zachęcając do poczęstunku,
a gdy on podniósł rękę natychmiast zjawił się steward
pokładowy ze szklanką, do której usłużnie przelał z butelki
złocisty trunek.
- Posejdon jestem, zwrócił sie do mnie trącając szklanką o
moją butelkę.
Skonsternowany jąkając się, wyszeptałem swoje imię.
- Widzę, żeś z obcych krain, a z cery sądzę, że z dalekiej
północy - kontynuował.
- Tak - odpowiedziałem - z Gdańska. To jedyne morskie miasto w
Europie, gdzie wzniesiona została statua Neptuna przy pięknej
fontannie.
Spojrzał na mnie lekko zirytowany i odparł:
- Neptun? To nieudana podróba z czasów rzymskich patrycjuszy,
aby przejąć moją boskie prerogatywy zawłaszczając moje imię i
przeinaczając je na Neptuna, by umniejszyć mój majestat.
Zbił mnie nieco z tropu, ale odważyłem się zapytać:
- Niech tak będzie, ale w takim razie gdzie twój grecki
trójząb?
- Nie noszę juz tego scyzoryka - odpowiedział i machnął ręką -
miałem z jego powodu sporo problemów.
- Jakich? Zamieniam się w słuch...
- To historia stara, jak świat - lekko sie uśmiechnął.
- Dostąpię zaszczytu, by ją usłyszeć?
Posejdon spojrzał na pustą szklankę i rzekł:
- Nie dzielę się z ludźmi boskimi historiami, ale jeśli znów
napełnisz naczynie tym boskim trunkiem, to się zastanowię…
Kopnąłem się w try miga do baru, wziąłem sześciopak
najlepszego piwa i powróciłem do stolika. Gdy napełniłem
szklanice, Posejdon odchrząknął i zaczął opowiadać:
- Pamiętasz historię z Ateną na wzgórzu Akropolu? Przegrałem
tam z nią spór o to ateńskie wzgórze, które sobie przed
tysiącem lat upatrzyłem na siedzibę. Miałem już dość morskich
głębin, gdzie nawet promyk słońca nie zaglądał i stale było
pełno wilgoci. Gdy wygrzewałem kości na skałach ta straszna
baba Atena, która nawet nie narodziła się, jak my wszyscy z
łona matki, ale wyskoczyła niczym Filip z konopii z głowy
boskiego Zeusa stanęła nagle nade mną w pełnej zbroi, gotowa
do walki. Oświadczyła, że wolą tutejszych mieszkańców została
patronką ich polis, które zdążyli już nazwać jej imieniem -
Ateny. Nie zamierzałem ustąpić uważając, że to mnie należy się
pierwszeństwo. Zeus, mój młodszy brat, chcąc zapobiec
niepotrzebnej awanturze zaproponował, byśmy rywalizację o
wzgórze rozstrzygnęli tam na miejscu w sposób pokojowy. Wbiłem
zatem z całej siły swój trójząb w skaliste, twarde podłoże
góry i natychmiast trysnęła z tym miejscu woda. Niestety,
okazało się, że słona...
A Atena, ta przebiegła hetera, choć Ateńczycy czcili ją jako
boginię mądrości, wbiła szybko w skałę swój tyrs i po chwili w
tym miejscu wyrosło drzewko oliwne. Zeus po zasięgnięciu
opinii mieszkańców miasta, przerwał dalszą rywalizację
stwierdzając, że drzewko rodzące oliwki będzie im bardziej
przydatne i oddał wzgórze akropolu razem z miastem pod opiekę
Ateny. Z żalem musiałem opuścić to piękne i niezwykle
uduchowione miejsce, ale by się pocieszyć przed powrotem do
morza, spędziłem ostatnią upojną noc z cudowną ziemską
dziewczyną Ajtrą. Gdy po wielu latach dowiedziałem się , że
spłodziłem z nią syna, któremu nadano imię Tezeusz, byłem
dumny, że również przyczyniłem się do chwały Aten, gdyż ten
waleczny młodzian przyniósł później miastu chwałę i renomę w
świecie.
Włóczyłem się dość długo po Morzu Egejskim i jego skalistych
wyspach szukając swego miejsca, aż w końcu zwabiony uroczą
wysepką Thirą, którą dzisiaj nazywacie Santorynem, osiadłem na
niej jakiś czas. Z rozbawieniem przyglądałem się igraszkom
młodych chłopców i dziewcząt minojskich z delfinami wśród
korali i gąbek u wybrzeża tej pięknej wyspy. Sądziłem, że
znalazłem wreszcie swoją oazę spokoju, lecz któregoś dnia
wyspa się mocno zatrzęsła zakłócając gładką lazurową toń
morską i te piękne, delikatne ludzkie ciałka z przerażeniem
pouciekały pod opiekę rodzicieli. Domyśliłem się, że to
sprawka mojego starszego brata Hadesa, który z powodu swojej
ułomności zamknął się na zawsze we wnętrzu ziemi. Przebywając
jednak w podziemiach zbyt długo, od czasu do czasu ogarnięty
szałem chwytał swój potężny młot i walił na oślep po skałach.
Teraz miał pewnie kolejny zły dzień. Udałem się więc na koniec
cypla najdalej wysuniętego w morze i z całej siły uderzyłem
trójzębem w ziemię, by echo zaniosło impuls mojego gniewu do
Hadesa. Trafiłem jednak nieszczęśliwie w miejsce, gdzie cienka
skorupa ziemi pękła i nastąpiła ogromna erupcja płynnej skały.
Nieopatrznie spowodowałem otwarcie wrót do Hadesu. Rozszalało
się prawdziwe piekło, gdyż mój boski brat próbując się
wydostać przez szczelinę na powierzchnię, wypychał w oparach
straszliwego żaru coraz większe ilości płynnej magmy, gazów i
ognia. Z przerażeniem obserwowałem ten spektakl mocy, którymi
dysponował mój brat. Piekło trwało prawie dwa dni, aż prawie
cała wyspa porozrywana na kawałki zatonęła w otmętach morza.
Byłem bezsilny, nie udało mi się powstrzymać kataklizmu i
zatrzymać ogromnej fali, powstałej w wyniku erupcji. Potężna
nawałnica wód dotarła aż do samej Krety pustosząc porty,
siedziby ludzkie, wspaniałe pałace i ogrody. Najpiękniejsza
wyspa minojskiej cywilizacji uległa zgubie…
Posejdon zamilkł, a ja siedziałem w milczeniu wstrząśnięty
zasłyszaną historią. Po dłuższej chwili odważyłem się zapytać:
- I co dalej?
Boski rozmówca dopił ostatni łyk bursztynowego napoju i
odparł:
- Cóż... po tych tragicznych doświadczeniach powróciłem na
dobre w głębiny morskie, gdzie zatopiłem głęboko mój
nieszczęsny trójząb i od tego czasu tylko sporadycznie
wybieram się na powierzchnię, by popatrzeć na odrodzoną w
trudzie ludzkość i młodą, nie pamiętającą tamtych wydarzeń
młodzież, bym ich obraz miał w oczach, gdy wracając w głębiny
wspominał będę tamte piękne chwile na wyspie Atlantydy...
Skłonił lekko głowę i skierował się ku wyjściu. Pobiegłem za
nim, ale po Posejdonie nie było już śladu. Oparłem się o
reling i wpatrzony w iskrzący się blask księżyca w morskich
falach pożegnałem boga.
© Krisand, czerwiec 2015
|